środa, 28 października 2015

GLORYHAMMER - Space 1992 : Rise of the Chaos Wizards (2015)

Kwestię czasu było kiedy tak naprawdę światło dzienne ujrzy drugi album brytyjskiej formacji Gloryhammer prowadzonej przez lidera Alestorm. Christopher Bowes stworzył swoją wersję kapeli grającej czysty, melodyjny power metal zakorzeniony w twórczości Rhapsody, Hammerfall, Helloween, czy właśnie Freedom Call. Debiut z roku 2013 okazał się miłą niespodzianką jeśli chodzi o takie granie. Czy udało się utrzymać formę na „Space 1992: Rise of the Chaos Wizards”?

48 słodkiego power metalu z duża dawką pozytywnej energii, chwytliwych melodii i porywających refrenów to jest to co nas czeka na nowym albumie. Nie ma eksperymentów, czy prób tworzenia czegoś nowego i właściwie mówimy tutaj o swoistej kontynuacji tego co zespół zaprezentował na poprzednim albumie. Christopher wciąż odpowiada za klawisze i tworzenie całej tej melodyjnej i epickiej otoczki. Nie brakuje odesłań do klasyki, nie brakuje rycerskiego klimatu ani też przebojów. Po krótkim intrze atakuje nas słodki, rozpędzony i podniosły „Rise of The Chaos Wizards”, który ma sporo elementów z starego Rhapsody. Miło słyszeć, że ktoś potrafi przywrócić tamte lata, tamten styl i poziom. Nie ma w tym nic oryginalnego, może klawisze są zbyt słodkie, ale słucha się tego przyjemnie i pojawia się uśmiech na twarzy. Fani Hammerfall czy Timelless Miracle pokochają marszowy i rycerski „Legend of the Astral Hammer”. Przebój właściwie goni przebój i za każdym razem pojawia się coraz ciekawsza melodia i pojedynki na solówki też jakby bardziej zagorzałe. Słychać to bardzo dobrze w szybkim „Goblin King of Darkstorm Galaxy” czy ostrzejszym „The Hoolywood Hootsman”, który ma pewne cechy Alestorm. Kiedy myślimy że zespół popadnie w powielanie motywów, a tu nagle atakuje nas takim ostrym riffem w „Questlords of Inverness, Ride to the Galactic Fortress!”. Tytuł może i odstrasza, ale muzyka to kwintesencja power metalu i to co kiedyś prezentował z sobą Freedom Call czy Rhapsody. Świetna mieszanka wielkich kapel w jednym utworze. Słodkość i dyskotekowe klawisze z dominowały „Universe on fire” i tutaj zespół przekroczył granice dobrego smaku. Echa Sabatonu pojawiają się w „Apocalypse 1992”, zaś „heroes” ma coś z Gamma ray i Hammerfall.


Gloryhammer to zespół który jednych będzie śmieszyć, że kiczowaty i będący kalką znanych wielkich kapel z kręgu power metalu. Druga cześć słuchaczy doceni potencjał i będzie się cieszyć, że w końcu ktoś godnie odtwarza power metal europejski z połowy lat 90. Nic nowego nie dostajemy na nowym albumie Gloryhammer, ale czy tego chcemy? Czy może frajdą dla nas jest posłuchać nowego Hammerfall czy Rhapsody pod nazwą właśnie Gloryhammer?

Ocena: 8/10

1 komentarz: